Jedna z pozornie rutynowych aktualizacji może dziś otworzyć cyberprzestępcom drzwi do setek przedsiębiorstw naraz. Ataki na łańcuch dostaw oprogramowania — wykryte niedawno nawet w kluczowych bibliotekach Linuksa — rosną szybciej niż ransomware i stają się priorytetem w nowych wymaganiach NIS2. Dla menedżerów w Polsce to sygnał, że najwyższy czas przestać patrzeć wyłącznie na własne firewalle, a zacząć kontrolować każdy komponent, który trafia do firmowego ekosystemu.

W skrócie

Ataki na łańcuch dostaw oprogramowania rosną szybciej niż ransomware i stanowią dziś największe realne zagrożenie dla polskich firm
Dyrektywa NIS2 wymusza na przedsiębiorstwach pełną inwentaryzację komponentów IT, kontrolę dostawców i budowanie planów ciągłości działania
Cyberbezpieczeństwo przestaje być kwestią firewalla — staje się sprawdzianem dojrzałości organizacji i warunkiem zaufania inwestorów, banków i klientów

Kiedy 29 marca 2024 r. inżynier Microsoftu zauważył ledwie półsekundowe opóźnienie podczas logowania SSH, nikt nie spodziewał się, że odkrycie to odsłoni starannie ukrytą furtkę w popularnej bibliotece XZ Utils — komponencie obecnym w większości dystrybucji Linuksa. Okazało się, że przez ponad dwa lata anonimowy „współopiekun” projektu metodycznie wprowadzał złośliwy kod, który mógł dać atakującym zdalny dostęp do serwerów tysięcy firm na całym świecie, w tym w Polsce.

Sprawdź też: Deepfake i phishing AI. Cyfrowy kameleon, który poluje na budżety firm

Rosnące zagrożenie na łańcuch dostaw oprogramowania

Ten incydent stał się podręcznikowym przykładem rosnącego zagrożenia atakami na łańcuch dostaw oprogramowania. Zamiast forsować zabezpieczenia konkretnej organizacji, napastnicy kompromitują zaufane elementy ekosystemu – repozytoria open source, aktualizacje popularnych narzędzi czy usługi integratorów IT. Następnie czekają, aż ofiara sama zainstaluje zainfekowaną paczkę.

Skala zysku wynika z mnożnika: jeden udany atak na bibliotekę lub dostawcę otwiera drzwi do setek przedsiębiorstw. Eksperci wyliczyli, że pojedyncza luka w XZ Utils mogła objąć ponad sto milionów serwerów, zanim została ujawniona.

Polskie instytucje notują dokładnie ten sam trend. W „Sprawozdaniu o stanie cyberbezpieczeństwa RP za 2024 rok” CSIRT GOV wskazuje, że to właśnie ataki na łańcuch dostaw – a nie głośniejsze kampanie ransomware – były najszybciej rosnącym zagrożeniem minionych dwunastu miesięcy. Analizy zespołu pokazały, że podatności w komponentach stron trzecich odpowiadały za największy odsetek incydentów, a błędna konfiguracja lub nieaktualne biblioteki stawały się punktem wejścia do sieci operatorów usług kluczowych.

Do raportu trafiły także dwa głośne w Polsce przypadki: kompromitacja częstochowskiej spółki Aiut i warszawskiego integratora Atende. Obie firmy świadczą usługi dla przemysłu i energetyki, więc wyciek danych technicznych ich klientów – od schematów automatyki po specyfikacje linii produkcyjnych – podniósł poprzeczkę ryzyka dla całych łańcuchów przemysłowych. Dlatego Pełnomocnik Rządu ds. Cyberbezpieczeństwa wydał nadzwyczajne zalecenia weryfikacji dostawców, sugerując m.in. obowiązkowy przegląd umów SLA pod kątem reagowania na incydenty.

Z biznesowego punktu widzenia atak na dostawcę uderza rykoszetem w każdą powiązaną organizację. Przestój produkcji, utrata poufnych receptur, lawina pytań od klientów i kontrahentów, a w konsekwencji realne straty finansowe. Coraz częściej to także kwestia reputacji u inwestorów i banków, które żądają dowodu, że firma nadzoruje cały cykl życia oprogramowania, a nie tylko własne firewalle.

Czytaj też: Cyberbezpieczeństwo 2025. Od kosztu operacyjnego do przewagi konkurencyjnej polskich firm

Koniec z samą ochroną „twierdzy”

Na horyzoncie pojawia się jednak dodatkowa presja regulacyjna. Projekt nowelizacji ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa, wdrażający unijną dyrektywę NIS2, ma rozszerzyć obowiązek zarządzania ryzykiem właśnie na podmioty „kluczowe” i „ważne”, co w praktyce obejmie średnie przedsiębiorstwa produkcyjne, logistyczne czy e-commerce. Ustawa zakłada m.in. konieczność inwentaryzacji komponentów IT, ciągłego monitorowania dostawców i utrzymywania planów ciągłości, a za brak zgodności przewiduje wielomilionowe kary administracyjne.

Dla menedżerów oznacza to przesunięcie akcentów — z ochrony „twierdzy” na ochronę ekosystemu. Pierwszym krokiem staje się zbudowanie przejrzystej mapy zależności – w tym bibliotek open source – oraz żądanie od integratorów i dostawców tzw. SBOM-ów, czyli list materiałowych oprogramowania.

Ważne jest też wprowadzenie procedur szybkiej izolacji i aktualizacji komponentów, zanim luka w pakiecie przekształci się w kryzys operacyjny, a także wpisanie tego wymogu do umów z partnerami. Wszystko to wymaga od zarządów decyzji budżetowych podobnych do tych, które od lat obowiązują w logistyce czy finansach: im bardziej złożony łańcuch, tym wyższe koszty kontroli – ale i większa stabilność biznesu.

W praktyce zabezpieczenie łańcucha dostaw oprogramowania stanie się w 2025 r. papierkiem lakmusowym dojrzałości cyberhigieny w polskich firmach. Kto podejdzie do tematu proaktywnie, zyska przewagę konkurencyjną i uniknie nerwowej reakcji na kolejny globalny incydent. Kto nadal będzie traktował zależności open source lub „chmurę integratora” jako detal techniczny, ten ryzykuje, że to właśnie niepozorne pół sekundy opóźnienia stanie się najdroższą chwilą w historii jego przedsiębiorstwa.

Zobacz także: Ukryte ogniwo ryzyka — atak na łańcuch dostaw oprogramowania jako wyzwanie dla polskich firm