Kiedy ransomware rozgrzewa nagłówki, prawdziwe zagrożenie kryje się często w pozornie zaufanych aktualizacjach i bibliotekach open-source. Jeden skompromitowany komponent potrafi sparaliżować dziesiątki przedsiębiorstw naraz, a zbliżające się wymogi dyrektywy NIS2 sprawiają, że menedżerowie i właściciele firm muszą zacząć patrzeć na bezpieczeństwo łańcucha dostaw jak na przewagę konkurencyjną — nie tylko obowiązek.
W skrócie
Rosnąca liczba ataków na łańcuch dostaw oprogramowania staje się dla polskich firm największym — choć wciąż niedocenianym — zagrożeniem cybernetycznym. Głośne kampanie ransomware budzą grozę nagłówkami, lecz w praktyce to incydenty przebiegające „w tle”, przez komponenty firm trzecich, coraz częściej inicjują kosztowne przestoje i utratę reputacji.
W czerwcu 2024 r. atakujący przejęli popularną usługę polyfill.io. Zainfekowany skrypt, osadzony w tysiącach witryn, zaczął wstrzykiwać złośliwy kod w sposób niemal niewykrywalny dla administratorów — nawet polskie portale e-commerce odnotowały wzrost nieautoryzowanych przekierowań właśnie z tego źródła.
Łańcuch dostaw IT jest dziś nieporównanie dłuższy niż jeszcze pięć lat temu. Typowa średniej wielkości firma w Polsce opiera swój biznes na kilkudziesięciu bibliotekach open-source, chmurze publicznej zarządzanej zdalnie oraz aplikacjach SaaS hostowanych poza granicami kraju. Jak podkreślono w przeglądzie rodzajów incydentów z 2024 r., cyberprzestępcy konsekwentnie „szukają najsłabszego ogniwa w dostawcach IT”, aby ominąć bezpośrednią ochronę samego przedsiębiorstwa.
To właśnie dzięki tej taktyce możliwe jest jednoczesne uderzenie w wiele organizacji. Kompromitacja jednego dostawcy paczki NPM lub aktualizacji systemu księgowego otwiera drzwi do setek, a nawet tysięcy sieci w Polsce.
Sprawdź też: Deepfake i phishing AI. Cyfrowy kameleon, który poluje na budżety firm
Duże nadzieje w dyrektywie UE
Perspektywę ryzyka potęguje perspektywa regulacyjna. Unijna dyrektywa NIS2, której przepisy miały zostać transponowane do polskiego prawa w II kwartale 2025 r., wymaga od „podmiotów kluczowych i ważnych” udokumentowania polityk dotyczących bezpieczeństwa łańcucha dostaw. Firmy będą musiały udowodnić, że sprawdzają dostawców, egzekwują wieloskładnikowe uwierzytelnianie i utrzymują szczegółową listę zależności oprogramowania (SBOM).
Choć wiele przedsiębiorstw postrzega NIS2 głównie przez pryzmat potencjalnych kar finansowych, to w praktyce nowe standardy mogą stać się atutem konkurencyjnym. Partnerzy biznesowi coraz częściej wymagają formalnego potwierdzenia, że dostawca panuje nad integralnością własnego kodu i nad danymi klientów.
Najważniejszą konsekwencją dla menedżerów i właścicieli firm jest konieczność zmiany optyki z „obrony terytorium” na „dowód zaufania” do każdego elementu środowiska. Kluczowe staje się pełne spisanie zależności – od bibliotek open-source, przez usługi SaaS, aż po fizycznych integratorów sprzętu – oraz wykorzystanie automatycznych narzędzi do skanowania repozytoriów pod kątem znanych podatności.
Zamiast jednorazowych audytów warto myśleć o ciągłym monitoringu. Każda aktualizacja zewnętrznego komponentu powinna automatycznie wywoływać testy bezpieczeństwa i w razie potrzeby blokować wdrożenie do produkcji. W perspektywie średnioterminowej firmy, które wdrożą przejrzyste procedury oceny dostawców i będą potrafiły w czasie rzeczywistym reagować na incydenty u swoich podmiotów trzecich, zyskają przewagę w negocjacjach z klientami korporacyjnymi oraz instytucjami publicznymi.
Czytaj też: Cyberbezpieczeństwo 2025. Od kosztu operacyjnego do przewagi konkurencyjnej polskich firm
Co mówi branża
Ostatnie raporty branżowe pokazują, że „ataki na łańcuchy dostaw” znajdują się na liście pięciu najistotniejszych trendów w cyberbezpieczeństwie na 2025 r., tuż obok generatywnej AI i zaawansowanego ransomware.
Różnica polega na tym, że skutki kompromitacji dostawcy często wychodzą na jaw dopiero po wielu miesiącach, kiedy złośliwy fragment kodu został już utrwalony w backupach i systemach archiwizacyjnych. Wówczas koszty odzyskiwania środowiska są wielokrotnie wyższe niż w przypadku „klasycznej” infekcji w sieci lokalnej.
Dobrą wiadomością jest to, że polski ekosystem cyberbezpieczeństwa oferuje coraz więcej rodzimych kompetencji wspierających zarządzanie ryzykiem w łańcuchu dostaw: od narzędzi do automatycznego generowania SBOM-ów, przez usługi skanowania kodu, po wyspecjalizowane kancelarie łączące doradztwo techniczne z compliance.
Wdrażając takie rozwiązania i komunikując je partnerom, firma nie tylko spełni wymogi NIS2, lecz przede wszystkim zabezpieczy reputację. Czyli walutę, która w erze gospodarki cyfrowej okazuje się bezcenna.
Nie przegap: Gdzie kończy się firewall. Niewidoczne ataki na dostawców oprogramowania już zagrażają polskim firmom